sobota, 28 lutego 2015

Kto jest w środku?

Nie było mnie tu dość długo, bo dzięki TZC-etowi wywczasowywaliśmy się jakiś czas nad Bałtykiem. Moja zajawka marynistyczna rozhulała się w najlepsze.
Teraz on ruszył dalej, a ja... Ja nie bardzo lubię go tracić z oczu. To nie brak zaufania, raczej zazdrość. Taka, o jakiej śpiewała Renata Przemyk.

Wydmy (Tfu!rczość ałtorska)





















Jestem z tych, co najchętniej wepchnęliby się do głowy kogoś, na kim im zależy i oglądali, dotykali, smakowali. Słowem - z tych, co chcieliby mieć pewność. Język może i jest fajny, ale w wielu kwestiach nie można na nim polegać. To kłamliwe i megalomańskie stworzonko.

Staram się nie być jędzowaty, ale odpuszczanie - sobie i innym - to ciężka praca.
Uczę się rozumieć, oswajać z tym, że nigdy nie dowiem się wszystkiego o drugim człowieku. Nie będę na sto procent wiedział, kto siedzi w środku.

Przez stawy kolanowe na razie jestem unieruchomiony (boli, boli, jak kurewsko boli!).
Mimo wszystko staram się, żeby to był w miarę miły weekend: słucham Ryana Binghama (najnowsze muzyczne odkrycie, kolejny sfatygowany głos; smutne country jest smutne), czytam o cultural dimensions Hofstedego i modelach kontekstowych Halla w odniesieniu do Indian. W gruncie rzeczy bawię się nieźle. Na swoją kolej czeka kilka filmów i Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął (póki co tylko do niego zaglądam, a im częściej zaglądam, tym bardziej się podoba).
Próbuję wyluzować. Czasem to najlepsze, co można dla siebie i innych zrobić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz