poniedziałek, 16 lutego 2015

Czy babę zesłał Bóg, czyli po co nam konwencja antyprzemocowa?

Przeczytałem artykuł pani Terlikowskiej, dotyczący konwencji antyprzemocowej i czuję się troszkę zagubiony.
Z jednej strony autorka ma na pewno sporo dobrych chęci i odrobinę racji, z drugiej natomiast...

Jednym z filarów religii (wynikającym z natury ludzkiej i właściwemu jej ego- i etnocentryzmowi) jest tworzenie podziału my-oni (przy czym zazwyczaj to "my" jesteśmy tymi "lepszymi", czczącymi "prawdziwych" bogów i zapewniającymi sobie tym samym ich przychylność).
Rzymski katolicyzm ma długą i bogatą tradycję w sankcjonowaniu przemocy i ustanawianiu pretekstów do niej, a jeśli - jak chcą tego katolicy - współczesna kultura europejska najwięcej zawdzięcza chrześcijaństwu, to w wypowiedziach teologów, takich jak:

* U kobiety sama świadomość jej istnienia powinna wywoływać wstyd (św. Klemens Aleksandryjski, III w.);
* Kobieta winna zasłaniać oblicze, bowiem nie zostało ono stworzone na obraz Boga (św. Ambroży z Mediolanu, IV w.);
* Kobiety są przeznaczone głównie do zaspokajania żądzy mężczyzn (św. Jan Chryzostom, IV-V w.);
* Kobieta jest istotą pośrednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie (św. Augustyn, IV-V w.);
* Kobiety są błędem natury (...), są rodzajem  kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny (...). Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna (św. Tomasz z Akwinu, XIII w.);
* Wartość kobiety polega na jej zdolnościach rozrodczych i możliwości wykorzystania do prac domowych (ponownie św. Tomasz z Akwinu)

powinniśmy się dopatrywać źródła trwającego aż do połowy XX wieku antyfeminizmu, czy wręcz mizoginizmu, niepozwalającego kobiecie wyjść społecznie poza status przedmiotu zależnego od woli mężczyzny, w najlepszym wypadku dziecka, które wymaga odpowiedniego prowadzenia "silną ręką" i nie powinno samo o sobie stanowić.

Obserwacje z własnego podwórka: za moich czasów nastoletnich nie było dla chłopca większej obelgi, niż usłyszeć, że robi coś "jak baba". Teraz co prawda "baba" została wyparta przez "pedała" (czyżby pierwszy spektakularny sukces działalności Wszechświatowego Homolobby na polskim gruncie?), ale nadal każdy czuje się mile połechtany, kiedy powie mu się, że "ma jaja". A co z tym idiotycznym powiedzonkiem, że "Jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije", czyli dzieje się z nią coś niedobrego, czemu może zapobiec "szturchnięcie" od czasu do czasu? Cóż, to zapewne nie ma nic wspólnego ze społeczno-kulturowym postrzeganiem płci, gdyż w gender przecież chodzi - jak to nas wciąż uświadamia znawczyni tego zjawiska, Beata Kempa - o przebieranie chłopców w sukienki.

Cieszy mnie niezmiernie, że związki pani Terlikowskiej i jej przyjaciół są oparte na miłości, ale miło byłoby pomyśleć o kobietach, które nie mają tyle szczęścia. Zgadzam się też, że każdy przypadek przemocy powinien zostać ukarany, choć sądzę, że dużo lepiej od działania post factum byłoby zrobić coś na rzecz zmiany mentalności. Innymi słowy, zamiast karać za uderzenie kogoś, fajniej byłoby skłonić napastnika, żeby dwa razy się zastanowił, zanim zada cios.
Na Wyspach Brytyjskich właśnie taki system funkcjonuje i ponoć spory problem z nim mają Polki, którym nie mieści się w głowie, że mogą nie być bite, a każdy przejaw agresji wobec nich może być traktowany jak przestępstwo (tu odsyłam do bardzo ciekawego zbioru reportaży Angole Ewy Winnickiej).

Reasumując: Polacy to naród skory do bitki i przekorny z natury. Żeby zmienić ich przekonania, trzeba mieć za sobą naprawdę solidne argumenty. Jeśli konwencja antyprzemocowa może być jednym z nich i coś ulepszyć, nie widzę powodu, by nie miała wejść w życie.
Zaszkodzić raczej nie powinna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz