sobota, 7 lutego 2015

Piekło cielesności

Kilka dni temu napisał do mnie TZC z zapytaniem, czy jeden z jego współpracowników JEST, dołączając link do profilu rzeczonego w serwisie pana Cukierberga.
Kiedy minęła euforia spowodowana tym, że w ogóle pyta i dotarło do mnie, O CO pyta (ok, ok - przejrzałem też zdjęcia delikwenta), humor mi się zepsuł.
I cóż z tego, że - jak sam zaznaczył - nie potrzebował tej informacji celem uskuteczniania dzikich seksów w zakamarkach swojego zakładu pracy? Zresztą, jak w ogóle JA mógłbym być zazdrosny o cieleśnienie się? Powiedzmy to wprost: cielesność jest przereklamowana. O ile na ładne ciała fajnie się patrzy, buduje w oparciu o nie rozmaite fantazje, przyjemnie się ich dotyka a nawet smakuje, na dłuższą metę nie ma nic bardziej nudnego. Żeby poznać ciało, wystarczy miesiąc, żeby się nim znudzić - niewiele więcej. Kiedy dojdzie do tego świadomość wszystkich wydzielin i wydalin, atrakcyjność błyskawicznie leci na pysk. Moja własna cielesność jest dla mnie głównie źródłem dyskomfortu i skrępowania, zawsze z podziwem patrzyłem na tych, którzy czują się swobodnie w swoich "opakowaniach". Brrr!
Największą zaletą (tu: wadą) atrakcyjnego ciała jest fakt, że może posłużyć jako skuteczny taran do sforsowania głowy (to niestety często się łączy). Na szczęście współpracownik TZC-eta, nawet jeśli rzeczywiście JEST, siedzi zabunkrowany w szafie tak głęboko, że ma stamtąd widok na Narnię.
Choć z drugiej strony w jego branży prawie sami konkreci-dyskreci, więc może lepiej jednak nie pozbywać się z domu ostrych przedmiotów? Tak na wszelki wypadek...

(Źródło: Demotywatory.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz