czwartek, 15 października 2015

Nikt nam tyle nie da, ile oni nam obiecają

Wyborcze kuszenie trwa w najlepsze.
Patrzę sobie na plakaty tych wszystkich kandydatów (nie tyle intencjonalnie, co same pchają się przed oczy) i konstatuję, że w większości to te same twarze, które już ileś razy tam widziałem, tylko z kampanii na kampanię coraz starsze i grubsze.
Rozumiem, że doświadczenie w polityce się liczy, ale co z powiedzeniem o starym psie i nowych sztuczkach? Jak w tej sytuacji liczyć na zmiany?

Wczoraj w skrzynce na listy znalazłem czekoladowego cukierka od pani, która nazywa się Michałek.
To sympatyczne, jasne, ale jeszcze z tydzień i osiągnie takie natężenie, że będę się bał otworzyć lodówkę...

(źródło - PiktoGrafiki Sikora: http://www.piktografiki.com)




















Choć bywają też dziwne sytuacje. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem ten plakat (na ulicy, z daleka) miałem wrażenie, że facet na nim hajluje. Trochę mnie to zdziwiło, trochę oburzyło, ale pomyślałem, że przy wszystkich niepokojących rzeczach, które się teraz w Polsce dzieją... W niektórych, coraz śmielej sobie poczynających środowiskach, takie gesty są przecież mile widziane i odbierane jednoznacznie pozytywnie - jako wyraz miłości do ojczyzny. Sam nie wiem, co jest smutniejsze - to, że chyba popadam w paranoję, czy to, że otoczenie daje do tego podstawy...

(źródło: https://www.facebook.com/jacek.kowalski.polityk)
















Podczytuję dziennik Mihaila Sebastiana (nie pytajcie, jak na to trafiłem - kolejna Długa i Nudna Historia) i najbardziej ze wszystkiego dziwi mnie, że równo 80 lat temu ten człowiek, pomiędzy słuchaniem koncertów muzyki poważnej i spotkaniami z elitą intelektualną ówczesnej Rumunii, przeżywał swoje zakochanie tak, jak pewnie każdy współczesny dwudziestokilkulatek.
Choć z tego, co pisze, sprawa jest raczej przegrana, mimo wszystko trzymam za niego kciuki.
To silniejsze ode mnie.
(Zupełnie na marginesie - był hetero)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz